Moja żona od zawsze chwaliła moje gotowanie – czy to zwykłe schabowe, czy wykwintna lazania, zawsze mogłem liczyć na miłe słowo. Mówiła też, że może powinniśmy pomyśleć nad założeniem restauracji. Oczywiście ona miałaby być głową interesu, a ja człowiekiem od brudnej roboty – jednak nie przeszkadzało mi to. Dlatego Marzenka – bo tak moja żona ma na imię – w końcu dopięła swego i znalazła lokal do wynajęcia, który mogliśmy przystosować na restaurację. Jednak w ostatniej chwili zmieniła zdanie i przez to poszliśmy w zupełnie inną stronę.
Szczeciński catering, czyli jedzenie na każdą okazję
Marzenka usłyszała od swojej koleżanki Bożenki, jaki to boski catering miała ostatnio na spotkaniu firmowym w Warszawie. Ponoć jadła małe hamburgery, mini schabowe, koreczki z łososiem i rukolą oraz wiele innych, równie wymyślnych przystawek. Powiedziała też, że polecany catering dla firm w Szczecinie ostatnio się zamknął – dlatego nie wiedziała, co przygotować na spotkanie w swojej miejscowej siedzibie firmy. Marzenka jako kobieta wyjątkowo impulsywna rzuciła pomysł restauracji i powiedziała, że catering jest przyszłością. Dodała również że zaoferowała już nasze usługi Bożence i jak nie zabiorę się zaraz do pracy, to wyląduję na kanapie. Co więc miałem zrobić – wyciągnąłem swoją książkę kucharską i zabrałem się do pracy. Po – dosłownie – kilku dniach udało mi się przygotować pakiet jedzenia zdolny zachwycić kilkanaście osób. Marzenka zadzwoniła więc po Bożenkę oraz jej chłopa Mariana i razem zabrali catering na miejsce. Byłem ciekawy, jak mi wyszło – zadzwoniłem więc do Marzenki, która dziwnie długo nie wracała. Odebrała telefon z pełnymi ustami i powiedziała, że wszyscy są absolutnie zachwyceni i prawie nie nadąża z dokładaniem kolejnych produktów na stół. Groźba spania na kanapie powstrzymała mnie od komentarza o podjadaniu, dlatego zostało mi cieszyć się z dobrze wykonanej roboty. Po powrocie Marzenka mnie wyściskała i powiedziała, że dostaliśmy trzy następne zlecenia. Byłem odrobinę przerażony, ale też i gotowy na nowe wyzwanie.
Po paru miesiącach nasza firma była już dość znana w Szczecinie – wiele osób zwracało się czy to o catering na spotkanie biznesowe, czy na wesele i inne rodzinne okazję. Musieliśmy przenieść się do bardziej profesjonalnej kuchni i zostaliśmy zmuszeni do zatrudnienia nowych pracowników. Byłem całkiem szczęśliwy – a to głównie dlatego, bo Marzenka była zadowolona. Od otwarcia przytyła parę kilo od ciągłego podjadania, ale wciąż zajmowała się obsługą imprez i zdobywała kolejnych klientów. Czekałem tylko, aż wróci z przyjęcia i z uśmiechem oznajmi, że mamy kolejne zlecenie.